Takie pytanie zadała mi ostatnio moja lekarka. Mimo że już od dłuższego czasu analizowałam objawy, wydukałam tylko kilka z nich. Reszta po prostu wyleciała mi z głowy (dziękuję Ci moje ADHD).
Tak naprawdę ciężko jest powiedzieć wprost o objawach, bo autyzm może przejawiać się u kobiet w nieoczywisty, subtelny sposób. Kobiety z autyzmem często lepiej ukrywają swoje problemy, potrafią skuteczniej zamaskować trudności w nawiązywaniu relacji czy przetwarzaniu bodźców. Podejrzewam, że właśnie dlatego do dziś nie zostałam zdiagnozowana.
A ja w środku czuję, że ADHD to nie wszystko. Nie tłumaczy wszystkich problemów, z którymi borykałam się w dzieciństwie, w wieku dojrzewania i we wczesnej dorosłości. Nie tłumaczy też wyzwań przed którymi stoję dzisiaj.
Pamiętam, jak moja rozbawiona mama opowiadała na spotkaniach towarzyskich, że jako niemowlak potrafiłam godzinami siedzieć w łóżeczku i walić w garnki. Wtedy takie zachowanie nie budziło jeszcze grozy wśród rodziców. Przecież szybko nauczyłam się mówić, a nawet czytać i mam ponad przeciętny poziom inteligencji (geniuszem nie jestem, ale moje IQ jest wyższe niż przeciętne w narodzie).
Najbardziej męczą mnie ludzie i sytuacje społeczne. Nie wiem, jak się zachować, wtedy obserwuję osoby obok. Bardzo długo nie umiałam patrzeć w oczy drugiej osobie, ale nauczyłam się i tego. Nienawidzę zadawać pytań i prosić o pomoc. I zawsze czułam się dziwna, gorsza, jakaś nie taka. Inni też to czuli, dlatego wiele razy cierpiałam przez mobbing lub odrzucenie przez grupę.
Nie jestem w stanie oglądać wiadomości, słuchać radia, czytać gazet, oglądać brutalnych programów czy horrorów. Za bardzo przeżywam historię i jestem potem “chora” z emocji. Z tego samego też powodu nie lubię słuchać muzyki – za dużo wspomnień, które pojawiają się w mojej głowie. A gdy jestem zmęczona, czuję wręcz fizyczny ból, gdy słyszę natężone czy głośne dźwięki.
Jestem „naiwna społecznie”: wierzę we wszystko, co mówią inni (plotki, historie, żarty). Nie potrafię zrozumieć manipulacji, nielojalności. Myślę, że wszyscy mają dobre zamiary, na czym “przejechałam się” już wiele, wiele razy.
O mojej gapowatości i nieogarnięciu ruchowym krążą już legendy. Sprzęty ze mną nie współpracują, a mi plączą się ręce szczególnie, gdy widzę, że ktoś na mnie patrzy. Nie noszę biżuterii, zegarka, bo mi przeszkadzają. Lubię tylko gładkie i miękkie materiały. Przytulanie? Kontakt fizyczny? Tylko na moich zasadach i tylko wtedy, gdy najdzie mnie ochota (a dzieje się to niezwykle rzadko).
Cały czas analizuję swoje relacje z innymi, rozkminiam: co mówię, co powinnam była powiedzieć lub nie powiedzieć, jak się zachowuję, jak wyglądam. Takie natrętne myśli uniemożliwiają mi swobodne działanie i po prostu męczą.
Nie lubię gości, nie umiem się nimi opiekować, dlatego mój dom to moja twierdza, a wszystkie wizyty potem odchorowuję. Tak samo czuję się po wyjazdach ze znajomymi. Po powrocie przez kilka dni dochodzę do siebie.
Wszędzie szukam schematów, uwielbiam oglądać rejestracje samochodów i zgadywać skąd jest samochód. Mogłabym godzinami oglądać samoloty. A jak jakiś temat mnie interesuje, to czytam, oglądam, chcę dowiedzieć się o tym, jak najwięcej.
U mnie jest albo, albo. Albo jestem szczupła, uprawiam sport, albo… W szkole było tak, że jak nie umiałam wszystkiego, to zostawałam w domu. Musiałam być przygotowana na tip top. Byłam więc wzorową uczennicą, ale studia zajęły mi aż 8 lat!
Wszystko to w pojedynkę wydaje się być nieszkodliwe i każdy czasem tak ma. Ale ja mam to wszystko na raz i przeżywam to 2 razy silniej. Teraz zastanawiam się, czy poddać się diagnozie. Co myślicie? Warto?